„Jedynaki nie do paki” to moi mali outsiderzy. Fotografie nie pasujące do tematów, reportaży, setów kompozycyjnych, stają się wyrzutkami galerii. Myślę że dziś znalazłam dla nich dom. Ich własny blog. Miejsce, w którym każda pojedyncza fotografia będąca efektem spontanicznego wyskoku, ulotnej chwili uchwyconej gdzieś w biegu, znajdzie swój cel, ponieważ każda z tych klatek, to moja krótka, pojedyncza chwila, którą chcę się podzielić.
Manifestacje i protesty to mechanizm podobny do tego jakim można złapać kota. Wystarczy zostawić otwarte pudełko kartonowe, a ukochany kotełek od razu się do niego zapakuje. Podobnie rzecz się ma z protestami i manifestacjami. To jak pudełko dla fotoreporterów. Nie ukrywam, że ja również dałam się złapać w tę zmyślną pułapkę. Tak więc miałam okazję z bliska oglądać manifestacje odnośnie zaostrzenia ustawy aborcyjnej w Polsce.
Z lotu ptaka. To co się dzieje ponad chmurami burzowymi wykracza poza wszelkie oczekiwania. Moment, w którym samolot przebija się przez często gęstą warstwę chmur, to jak przekroczenie granicy dwóch różnych światów. Nagle znajdując się ponad nimi, oczom ukazuje się piękno kształtów obłoków i ich cieni. Wody pocieniowane na wiele kolorów, długie, wijące się autostrady i większe ulice. Bezkresne pola śnieżnej bieli, ciągnące się niczym podniebny lodowiec. Rozświetlone nocą miasta i wszelkie zjawiska atmosferyczne oglądanie z tak bliska jak nigdy dotąd.
To było chłodne popołudnie, czekałam na kogoś na klatce Łódzkiego Domu Kultury, przy oknie na drugim piętrze. Minuty mijały, a ja tępo patrzyłam się przez szybę na miasto, spowite tego dnia ciężką i ponurą atmosferą. Tuż przed budynkiem roztaczał się olbrzymi plac parkingowy, złożony z kostki brukowej.
Naturalne mozaiki.
Pierwszy lot samolotem dał mi całkiem nową perspektywę patrzenia na ziemię. Od razu się przyznam, mam lęk wysokości. Chorobliwy. W jednej chwili robi mi się słabo. Dlatego nie trudno wyobrazić sobie, że czekając na start gniotłam rączki fotela, tak, że aż trzeszczały. Całe szczęście, że obok było wolne miejsce, bo niewątpliwie w krytycznym dla mnie momencie, nie powstrzymałabym się i zapytała czy mogę tego kogoś złapać za rękę. 🙂
Marsz Niepodległości w Warszawie – 2014
Znajomi i rodzina długo odradzali mi ten pomysł, argumentując swoją opinię tym, że jestem kobietą i to nie miejsce dla małych blondynek. Słuchałam tego co mówią, rozumiałam czym motywowany jest cały wywód, jednak (nie ukrywam), że po dość krótkim namyśle postanowiłam jednak pojechać.